Alexander McQueen

ian przechodzil obok ow sklepu podjadajac cziza i siorbiac cole, aczkolwiek nie zero. byl calkiem zadowolony z siebie, bo nie wiem co, ale cos na pewno. et voila.

caroline wychodziła właśnie z butiku alexandra bogatsza o jedną kieckę i parę nowych sandałków. Właśnie ogarniała się jakoś z torbami, kiedy ujrzała iana - cześć - uśmiechnęła się, zupełnie przyjemnie podchodząc bliżej. pewnie chciała mu ukraść kolę jeśli pił ziroł.

pil normalna, mialam o tym napisac, ze sie nie odchudzal, ale w koncu zapomnialam, bo madie do mnie napisala ;d. w kazdym razie wszystko juz jasne. ian usmiechnal sie do caroline i przyciagnal ja do siebie, calujac w usta - tesknilem - mruknal jeszcze, bo dopiero dzisiaj wrocil z afryki, gdzie kazali mu robic jakies zdjecia.

oby tylko nie zaraził się jakąś afrykańską chorobą zakaźną; umarliby razem pewnie jak romeo i julia, tylko, że z jakimś syfilisem
- ja też. nie wiedziałam, że już wróciłeś - powiedziała, obejmując go w miarę swoich możliwości, bo dzierżyła w rękach torby. - jak było? - zainteresowała się, bo nigdy w afryce nie była, nie żeby specjalnie ją tam ciągnęło.

-calkiem goraco, myslalem ze umre. to chyba nie moje klimaty - stwierdzil w koncu i dojadlszy swojego cziza, wyrzucil papier, po czym siegnal po torby caroline, oddajac jej tym samym cole, z ktorej jeszcze pociagnal kilka lykow przez slomke, kiedy trzymala kubek - poza tym nie bylo tam ciebie, wiec wyjazd nie zaliczal sie do zbyt udanych. ale troche zarobilem.

- ale dobrze, że wróciłeś - powiedziała tylko, uśmiechając sie uroczo. przez to, że musiał wyjechać nie było go po bankiecie w redakcji, toteż karlajn stwierdziła, że ten ich niby zakład w sprawie plotek wygrała ona, bo on nie miał żadnych dowodów. Korzystając z tego, że trzymała ten kubek z colą, napiła się, bo w gruncie rzeczy też nie dbała jakoś przesadnie o linię, więc czasami może wypić takiego domestosa, znaczy się colę.

-tak uwazasz? - lubil kiedy go o wszystkim zapewniala. mial taki fetysz, albo niewykryty kompleks kogos tam. pewnie slawnego. powoli ruszyli w strone jego samochodu, chociaz caroline o tym nie wiedziala. planowal zaprosic ja na jakas fajna kolacje, ale powie jej o tym za chwile.

- mhm - potwierdziła, idąc tuż za nim - w sumie przez te kilka dni nic nie straciłeś, w redakcji praktycznie nic się nie dzieje. może prócz tego, że od jakiegoś czasu nie ma victora, pewnie wziął sobie urlop - powiedziała, choć to były tylko podejrzenia. nawet sekretarki milczały jak zaklęte.

-nikt nie wie co sie z nim dzieje - wzruszyl ramionami, obejmujac caroline ramieniem i co jakis czas calujac w skron. pewnie jej torby przelozyl sobie do drugiej reki - mial z nami jechac do afryki. w ostatniej chwili sie wycofal.

- to całkiem dziwne, no ale nieważne - powiedziała, opierając głowę na jego ramieniu. - masz jakieś plany na wieczór, albo mamy? - zapytała, bo właściwie spotkali się tutaj przypadkiem i nie wiadomo, czy sobie już czegoś nie zaplanował, więc wolała się upewnić.

-wlasciwie to idziemy na kolacje, wsiadaj - otworzyl bagaznik i wstawil do niego jej torby, opierajac sie teraz o ow bagaznik, ktory zdazyl zamknac - chyba, ze masz juz jakies inne plany? - spojrzal na nia uwaznie, podnoszac glowe.

myślałam, ze kazał jej wsiadać do bagażnika xd
- nie, nie miałam nic konkretnego - powiedziała, posłusznie wsiadając - ale chwila, jaka kolacja? - zapytała, bo przecież była ubrana zwyczajnie, jak to na zakupy, w spódniczkę przed kolano i bluzkę z krótkim rękawem.

-jeszcze nie wiem. a na co masz ochote? kuchnia wloska, francuska? sushi? - szeptal jej w szyje, jednoczesnie zbierajac sie do wyjazdu z parkingu. reka, ktorej nie trzymal na kierownicy przesuwal po jej udzie w gore i w dol..

- może być sushi - stwierdziła, kładąc dłoń na jego dłoni - zgłodniałam - dodała jeszcze, bo oprócz bajgla na śniadanie, nic dziś jeszcze nie jadła, właściwie nie miała nawet czasu.

-zatem suszi - i pojechali, nanana.